Jungle Rot – Jungle Rot (2018)
Amerykańscy death metalowcy, których nikomu chyba nie trzeba
przedstawiać, a zwłaszcza wielbicielom klimatów militarnych. Dziesiąty
album studyjny (wliczając debiutanckie demo z 1995 roku) tej formacji
to niespełna czterdzieści minut soczystego, bezkompromisowego
ostrego gitarowego łojenia i solidnych, charakterystycznych wokali
Dave'a Matrise'a. Najnowszy potrafi uderzyć w słuchacza swoją siłą,
agresją i niezwykłą klarownością brzmienia, zadziornością i żonglerką
melodyką i surowymi riffami. To także pokaz perfekcji, bo nie jest tak,
że strzałów jest tu tylko kilka, cała bowiem płyta trzyma od początku do
końca. Nie jest to może pozycja w której będziemy się rozkoszować
delikatnością, bo tej na próżno tutaj szukać – to jedna a tych płyt, która
wciąga głęboko, dusi i rozrywa czyli dokładnie taka jaka powinna być
taka muza. Od serca i ociekająca krwią. A do tego wszystkiego
znakomita grafika okładkowa i powtórzmy to jeszcze raz: czysta
perfekcja, wzorcowego ostrego grania, które wżera się w czerep i
zostawia podskakujące truchło na podłodze, która nieoczekiwanie
zamieniła się w pełne piranii bagnistą rzekę. Ocena:Pełnia
61