Określany jako tragikomedia mafijna historia rzeczywiście może
trochę przypominać pastisz dwóch pierwszych „Ojców chrzestnych”
czy filmów Martina Scorssesego (z wyłączeniem „Chłopców z Ferajny”
czy trzeciej części sagi o rodzie Corleone, które powstały pięć lat
później) jednakże nie to było ambicją Hudsona. Oczywiście są rzeczy
wspólne z racji podjętego tematu mafii jak rodzina, honor, interesy i
tym podobne, ale stanowią one jedynie tło dla pokazania dramatu
jaki rozgrywa się wokół postaci Charliego Partanny (znakomity Jack
Nicholson, który wyraźnie w ujęciu Hudsona troszkę podgrywał pod
Bogarta) i Irene Walker (fantastycznej Kathlene Turner, jako
zakochanej w nim płatnej zabójczyni i oszustce). Wisienką jest zaś
rola córki Hudsona, czyli Angeliki Hudson w roli początkowo
odtrąconej z rodziny Maerose Prizzi. Pod płaszczykiem czarnej
komedii rozgrywa się zarówno kryminał, choć niestety już nie noir, jak
również romans z góry skazany na tragiczny koniec. Hudson bardzo
zgrabnie żongluje tutaj schematami wypracowanymi zarówno w
swoich wcześniejszych obrazach, jak i tymi podpatrzonymi u Coppoli
czy Scorssesego, które z jednej strony mogą trochę razić, ale z drugiej
znakomicie bawią dowcipem, groteskowym wręcz przerysowaniem
pewnych sytuacji.Jednocześnie,choć technicznie jest to film nadal
bardzo dobry, to starzeje się on paradoksalnie znacznie mocniej niż
pierwsze filmy Hudsona z lat 40, czy porywający opisany wyżej
„Człowiek, który chciał zostać królem”. Kiedy oglądałem ten film w
dzieciństwie wspominałem go wręcz z sentymentem, ale gdy
przypomniałem go sobie nie ukrywam że czar Nicholsona i nostalgii
do tego filmu trochę prysł. W swojej klasie jest mimo wszystko film
udany, choć zgoła niepotrzebny, choć warsztatowo udowadniający,
że Hudson nawet na końcu swojej drogi artystycznej potrafił zrobić
film przewrotny i do tego jeszcze bardziej przystępny niż jego
wczesne filmy.
Hudson niewątpliwie bowiem należy do tych reżyserów, któy umiał
żonglować stylem, gatunkami i przede wszystkim stawiającym na
porządne kino i o którym trzeba pamiętać, a do jego filmów wracać. Z
całą pewnością też w kolejnej odsłonie tekstów o jego twórczości tak
i tutaj, nie zabraknie przemyśleń o innych jego obrazach, które
zamierzam sobie przypomnieć, lub – bo i takie filmy są na liście –
obejrzeć po raz pierwszy.
49