a z dramatem psychologicznym, z wyraźnymi zalążkami kina
przygodowego po które sięgną później Steven Spielberg i George
Lucas przy tworzeniu swojego Indiany Jonesa (jak na przykład
sposoby kadrowania głównego bohatera ze spojrzeniem znad
kapelusza).Ten film różni się także od „Sokoła” prowadzeniem
aktorstwa, które jest nad wyraz stonowane, nie ma już w nim
charakterystycznych dla kina tamtych czasów szarży emocjonalnych,
ale wynika to także z faktu, że w filmie nie ma miejsca dla ról
kobiecych, co dziś mogłoby wręcz uchodzić za obrazę idei
feminizmu. To obraz skupiony wokół mężczyzn szukających
szczęścia, poszukiwaniu złota i konsekwencjach z tego wynikających.
Cały czas oglądając rozgrywająca się na naszych oczach historię ma
się wrażenie, że tak naprawdę nikt tego szczęścia nie znajdzie, a
wręcz przeciwnie złoto ich zgubi. „Smocza choroba” - posługując się
tolkienowskim określeniem chciwości z „Hobbita”, dopada po kolei
wszystkich głównych bohaterów, a zwłaszcza postać fantastycznie
zagraną przez Bogarta. Co znamienne żadnej z postaci nie
kibicujemy, bo żadnemu z nich nie da się w pełni zaufać, a
zachowania i decyzje bywają odpychające i małostkowe.
Na początku bezdomny cwaniaczek może jeszcze wzbudzać
sympatię, ale z każdą minutą filmu widać, że nie się go lubić.
Podobna sytuacja ma się z postacią Howarda (granego przez ojca
Johna, aktora Waltera Hustona), który znając się na poszukiwaniu
złota zabiera bohatera Bogarta i jego towarzysza poznanego
podczas jednej z dorywczych prac w góry w celu znalezienia fortuny,
by ostatecznie znaleźć swoje szczęście pośród rdzennych
mieszkańców Meksyku zostając ich szamanem. namienna jest tutaj
scena w której adorowany jest przez usługujące mu kobiety i zajada
się owocami leżąc w hamaku – automatycznie skojarzyło mi się
bowiem ta postać z późniejszym filmem Hustona, trzecim który
obejrzałem sobie po latach na potrzeby tego tekstu, a mianowicie
obraz zatytułowany „Człowiek, który chciał zostać królem” z 1975
roku.
46