Wilk Kulturalny Wilk Kulturalny Listopad 2018 | Page 39

Doskonale pamiętam cięgi, jakie zebrał Sam Raimi za swoje "Wrota do piekieł". Film ukazał się w momencie – a był to 2009 rok – gdzie kino grozy traktowano jednostronnie. Wtedy to gatunek zdominowały slashery, opowieści o duchach czy torture porn – tam strach przywoływany był za pomocą szokujących obrazów, które może i miały krótkotrwały zasięg, ale sprawdzały się jako rozrywka dla masowego odbiory. Raimi jednak sięgnął do swoich reżyserskich korzeni, czyli serii "Martwe zło", i nakręcił rasowy komediohorror. Obalił ówczesne status quo i przypomniał o dosyć niestandardowym podejściu do kina grozy, co nie spotkało się z aprobatą przeciętnego widza. Bo za dużo humoru, bo to głupie, bo wygląda tandetnie – oczywiście, że tak, ale niewiele osób miało wtedy świadomość, że Raimi prawie trzy dekady temu właśnie takimi środkami zrewolucjonizował gatunek. "Wrota do piekieł" były więc dziełem w pełni samoświadomym, które z lekkością poruszało się po dwóch – wydawałoby się – rozbieżnych płaszczyznach. Taki stylistyczny rozstrzał już wtedy nie przypadł do gustu amatorom horroru, a był to dopiero początek gatunkowych przemian. Do serii takich jak "Koszmar z ulicy Wiązów", "Piątek trzynastego", "Krąg", czy – nie odbiegając za daleko w przeszłość – "Piła" podchodzimy z niemała dawką nostalgii i dystansu. I kiedy staramy się jakoś spersonifikować filmowy strach, to przeważnie staje nam przed oczami psychopata z ostrym narzędziem, widmowa dziewczynka, ewentualnie jakieś obleśne monstrum. Na gatunku widać więc popkulturowe piętno, ale też wyolbrzymiony sentymentalizm, bo tak po prawdzie, z każdej wspomnianej przeze mnie serii można wyłonić co najwyżej dwie udane pozycje (z około dziesięciu możliwych). Wciąż jednak ten kampowy styl ma swój urok i na przełomie trzech dekad był on wykorzystywany w mniej lub bardziej oryginalny sposób. Co jednak z horrorami, które starały się odejść od tego schematu? 38