Przegląd Archiwalno-Historyczny | Page 230

230 Andrzej Prinke
Bogusi 14 udzielał lekcji języka niemieckiego , a zdaje się i innych przedmiotów . Często zwracał się do mnie , aby mu powierzyć jakieś konkretne prace gospodarskie . Byłem pod tym względem w kłopocie , nie chcąc go narażać na wysiłki , do których przecież nie był przyzwyczajony . Pod wpływem nalegań zaproponowałem mu któregoś przedwiośnia prześwietlanie koron drzew w sadzie wiśni przylegającym do folwarku . Profesor z niebywałą systematycznością wykonywał to zadanie w chłodnych nieraz podmuchach marcowych .
Jak to bywa w codziennym wzajemnym kontakcie , czasem się z profesorem żartobliwie droczyłem na dwa tematy , w których był nieustępliwy : jego pryncypialnej abstynencji antyalkoholowej i jego werbalnego antysemityzmu . Ale co się tyczy tego drugiego , to zdarzyło się , że pojawił się jakiś Żyd z dalszych stron , dla którego trzeba było znaleźć schronienie na kilka dni . Przypominam sobie , jak słysząc o tym , profesor zerwał się energicznie z worka z ziarnem , na którym właśnie siedział i podążył do okolicznych gospodarzy w poszukiwaniu schronienia dla przybysza .
Któregoś dnia latem woda w Sanie zaczęła gwałtownie przybierać : rzeka wystąpiła z brzegów i zalała część obszaru Kolanka zbliżając się do zabudowań . Kiedy zaniepokojony przybyłem na miejsce zastałem profesora , jak [ na ] podwórzu klecił drewnianą tratwę . Była to tratwa iście profesorska nie wiem czy wytrzymałaby pod ciężarem małego dziecka . Ale profesor którego posądzałem , że kleci okolicznościową zabawkę ustosunkował się do swego dzieła z całą powagą i przekonaniem o jego efektywności . Był to widocznie taki twórczy odruch warunkowy w obliczu zagrożenia , które zresztą szczęśliwie ustąpiło bez potrzeby wypróbowania w praktyce przyrządu ratowniczego .
Pod koniec pobytu profesora na Kolanku , w 1943 czy 1944 r ., stosunki w okolicy stawały się coraz trudniejsze . Zaczęły się obławy niemieckie na partyzantów , kończące się wywózką ludzi na roboty do Niemiec , a także warunki bezpieczeństwa były coraz gorsze . Państwo Biliczowie przeżyli ciężką tragedię rodzinną : ich starsza córka wnet po wyjściu za mąż za leśniczego w lasach na Zamojszczyźnie została wraz z mężem zamordowana przez hitlerowców podczas przeprowadzanej tam akcji pacyfikacyjnej . Warunki bezpieczeństwa pogarszały się także ze względu na nocne napady z lasu , sam niejednokrotnie padłem ofiarą takich wizyt , które ogałacały nie tylko folwark z inwentarza , ale także z zasobów osobistej garderoby . Pewnego razu miał też miejsce napad na dom na Kolanku , podczas którego pobito dotkliwie p . Karola Bilicza , zabierając mu jego osobiste rzeczy i obrabowując dom
14 Bogusława Bilicz-Wierzbowska ; po wojnie osiadła w Warszawie , gdzie ukończyła studia
i założyła rodzinę ; przez wiele następnych lat utrzymywała serdeczny kontakt korespondencyjny ( w spuściźnie Profesora zachowało się 68 jej listów ).