Nomen Omen Styczeń 2020 | Page 22

odrzucił wcześniej propozycję złożoną mu przez nazistów – możliwość przeżycia w spokoju do końca wojny w zamian za trenowanie narciarskich sko-czków. Była to z jego strony kolejna manifestacja swojego niezmiernego patriotyzmu, bo-wiem wybrał tym sposobem wierność ojczyźnie zamiast gwarancji przeżycia wojny, czym pokazał, że wolał pozostać lojalnym wobec Pol-ski i ryzykować życie, niż zdradzić swój kraj i przetrwać.

Jak się okazało, obawy Zakopiańczyka były słuszne. Po kilku tygodniach spędzonych w więzieniu, on i 140 innych więźniów zostało skazanych na śmierć. Od tego czasu spor-towiec każdego dnia obawiał się o swoje życie, ponieważ nie wiedział, kiedy jego wyrok zostanie wykonany. Po mie-siącu wraz z kilkunastoma innymi osobami został wywie-ziony fortu w Krzesławicach, gdzie były wykonywane wyroki śmierci. Wszystkich ustawiono pod zakrwawionym i po-dziurawionym murem. SS-mani jednak, zamiast ich rozstrzelać, kazali im wykopać rów. Jak się okazało, nie był to grób dla nich jak podejrzewali, a dla kilkunastu więźniów z są-siedniej celi. Wydarzenie to jeszcze bardziej zapaliło w Marusarzu chęć ucieczki. Wraz z Bugajskim oraz kilkoma innymi współwięźniami obmy-ślili kilkuetapowy plan ucieczki. W pełni wykonali go jedynie Stanisław i Aleksander – reszta ich towarzyszy niestety została zastrzelona w trakcie jego wykonywania. Zbiegłszy, powrócił do Zakopanego. Następnie wiedząc, że w kraju ma duże szanse na śmierć, przedostał się na Węgry, gdzie szkolił tamtejszych skoczków. Do swojego kraju powrócił jednak jak tylko skończyła się wojna. Pokazało to, jak wielce związany był z Polską i jak bardzo chciał żyć w swojej ojczyźnie.

Kolejnym inspirującym ele-mentem życiorysu Stanisława Marusarza jest oczywiście jego kariera sportowa. Rozpoczęła się już kiedy Marusarz miał 10 lat – wygrał wtedy dziecięcy konkurs zjazdów narciarskich spod Regli na Lipki, zjeżdżając na nartach, które skonstruował z pomocą starszego brata, Jana. Jego przygoda ze skokami zaczęła się cztery lata później od nieudanego skoku na Jaworzynce. Wylądował wtedy na głowie, przez co został wyśmiany przez kolegów. On jednak miał ogromny zapał, dzięki czemu nie zniechęcił się i zaczął trenować. Pierwsze zawody, w jakich wziął udział, odbywały się na Krokwi i były zawodami seniorów. Przez wzgląd na jego młody wiek, sędziowie mieli wątpliwości, czy dopuścić go do startu. Młody Stanisław był jednak uparty i ostatecznie ich do tego przekonał. Skoczył wtedy 44 metry, co pozwoliło mu na zajęcie trzeciego miejsca. Po zawodach uśmiechnięty rozda-wał autografy, a nagrodą, jaką otrzymał, były jego pierwsze prawdziwe narty skokowe. Talent młodego Marusarza zauważyli Józef Oppenheim oraz Ignacy Bujak, działacze klubu SN PTT, którzy wzięli go pod swoje skrzydła. Skoczek już od początku poza wysokimi predyspozycjami przejawiał również nadprzeciętną wy-trwałość i nieustępliwość w dążeniu do swoich celów. Te cechy, które wykazywał później przez resztę kariery, powinien w sobie rozwijać i pielęgnować każdy młody sportowiec.

W 1932 roku, jako już znany narciarz, niespełna 19-letni Stanisław pojechał na Igrzyska Olimpijskie w Lake Placid. Mimo że nie osiągnął wtedy fenomenalnego wyniku, bo był dopiero 17., wyjazd ten zapadł mu w pamięć. W swoim życiu pojechał na igrzyska jeszcze 3 razy. Następnym razem miało to miejsce w roku 1936 roku, kiedy odbywały się one w niemieckiej miejscowości Gar-misch-Partenkirchen. Gdy Ma-rusarz przyjechał do Niemiec, był przeziębiony i miał wysoką gorączkę. Lekarz z wioski olimpijskiej, zaaplikowawszy mu kilka zastrzyków, kazał mu wtedy zapomnieć o starcie. Skoczek jednak nie ustąpił i wziął udział w olimpijskim konkursie. Pomimo wycień-czenia gorączką, zajął wysokie, 5. miejsce. To pokazuje, że sportowiec był w stanie przeciwstawić się wszelkim przeciwnościom losu, a skoki były dla niego pasją, której był nad wyraz oddany.

Inna sytuacja, pokazująca godny naśladowania upór Marusarza i jego wielką miłość do skoków, ale także jego niespotykaną zaradność, miała miejsce przed konkursem skoków w Chamonix w 1947 roku. Na treningu dzień przed zawodami oderwała mu się podeszwa od buta. Żaden z jego kolegów nie miał jednak takiego samego numeru buta, a skoczek nie miał pieniędzy na kupno nowych. Oddał wtedy but do francuskiego szewca, z którym przez barierę językową ledwo się porozumiał, ale gdy następnego dnia zobaczył, że Francuz nic nie zrobił z jego butem, postanowił wziąć sprawy we własne ręce.