NOMEN OMEN Maj 2020 | Page 16

U bram wieczności.

W styczniu 1890 roku Van Gogh otrzymał zaproszenie na wystawę i do awangardowej grupy Les XX. Doszło jednak do kłótni między de Grouxem, który nie znosił dzieł Vincenta a innymi, którzy stanęli w jego obronie. Mimo niezrozumienia sztuki Van Gogha, udało mu się za życia sprzedać obraz Czerwona winnica.

Kupiła go zaprzyjaźniona malarka, dzięki której w prasie ukazał się ambitny artykuł na temat prac artysty. W tym samym miesiącu powstały je-szcze Arlezjanki na podstawie szkicu Gauguina, z czasów kie-dy dwa lata wstecz obu artystom pozowała Marie Ginoux.

Podczas pierwszych sześciu miesięcy 1890 roku Vincent stał się kimś znanym i roz-poznawalnym w świecie sztuki. Na kolejnej wystawie Salonów Niezależnych, gdzie pojawiło się dziesięć jego obrazów, sam Claude Monet uznał je za najlepszą część wystawy. Jednak, Vincent nie podchodził do swojego małego sukcesu z entuzjazmem.

W maju artysta zawitał do brata Theo, który mieszkał z żoną i synkiem w Paryżu. Poznał tam Johanne, żonę brata, której wcześniej nie miał okazji spotkać. Bracia wybrali się, aby obejrzeć stare obrazy Van Gogha. Gdy dotarli do Auvers sur Oise, Vincent był za-chwycony. Podziwiał stare domy i był pod wrażeniem klimatu miasteczka. Postanowił tam zamieszkać.

Van Gogh zaprzyjaźnił się z Paulem Gachetem, u którego jadał w późniejszy czasie obia-du co niedziela. Bliskie stosunki łączyły go także z państwem Ravoux, u których mieszkał. W czerwcu 1890 roku, Vincent namalował portret doktora Gacheta w dwóch wersjach i jedną akwaforte, wszystkie ukazują doktora w melan-cholijnym nastroju.

Trwający 70 dni pobyt w miasteczku zaowocował ponad 70 dziełami. Większość stano-wiły obrazy, wiele z nich to najwybitniejsze dzieła artysty. Vincent namalował wiele pejzaży i martwych natur, pracował codziennie od świtu do nocy, przebywając w ple-nerze. Mimo tego, że wiele prac wskazywałoby na dobry stan psychiczny artysty to dzieła, które powstały kilka dni przed śmiercią nie pozostawiają żadnych złudzeń co do jego stanu. Najbardziej przygnębia-jący bez wątpienia to Stary człowiek w smutku, przed-stawiający starca z schowaną w dłoniach.

Początek lipca 1890 był dla artysty bardziej przytłaczający, gdy ten dowiedział się o chorobie brata. Theo zawiózł rodzinę do Holandii, gdzie mieszkali krewni jego żony, po czym wrócił do Paryża. Zasko-czył go brak wieści od Vincenta, z którym regularnie kore-spondował.

Dnia 27 lipca 1890 roku Vincent van Gogh po raz ostatni wyszedł w plener. Nie wrócił on o ustalonej porze na kolację, gdy szukająca go pani Ravoux natknęła się na niego, ledwo powłóczącego nogami i trzy-mającego się za brzuch, nie miał przy sobie ani płócien ani przyborów, które zawsze nosił.

Ravoux zaprowadziła go do pokoju, gdzie Vincent wyznał, że sam do siebie strzelił. Biorąc pod uwagę jego stan psy-chiczny, wielu w to uwierzyło. Niemal natychmiast zawiado-miono Thea, Vincenta zbadał doktor Gachet oraz doktor z miasteczka, obaj stwierdzili, że nie ma potrzeby hospitalizacji. Żadnego z nich nie zdziwił kąt pod jakim padł strzał w brzuch artysty ani brak czarnego prochu na ranie, którego byłoby pełno, gdyby Vincent sam do siebie strzelił. Theo przyjechał do brata nazajutrz, zastał go w miarę dobrym stanie, rozma-wiali po holendersku, wspo-minając dawne czasy.

Wieczorem tego samego dnia, stan Vincenta bardzo się pogorszył, do rany wdała się infekcja.

Artysta zmarł w swoim łóżku 29 lipca o godzinie 1.30 w nocy. Jego ostatnimi słowami było zdanie: Smutek będzie trwał wiecznie.