NOMEN OMEN Luty 2020 | Page 7

Do najczęstszych należały chło-sta przy której karany musiał liczyć po niemiecku razy zadawane kijem, wielogo-dzinne apele, wieszanie za wykręcone do tyłu ręce czy szczucie psami. Kary, którym byli poddani później wyczer-pani i wychudzeni więźniowie były pośrednią lub bezpo-średnią przyczyną śmierci.

Władze obozowe sukce-sywnie pozbawiały osadzo-nych pełnych porcji wy-żywienia. Po brutalnej pobudce o czwartej nad ranem, więźniom przysługiwało pół litra naparu mającym być kawą lub herbatą. Kolejnym posiłkiem był obiad na który podawano często zimną, rozwodnioną zupę z brukwią i czasem kawałkiem mięsa. Wieczorem dostawano kawa-łek chleba, który z założenia miał wystarczyć również na rano. Jednak wygłodniali więźniowie nie byli w stanie podzielić tej porcji na dwie. Praktycznie wszystkie produ-kty, z których przyrządzano posiłki były na granicy zepsucia lub, po prostu, spleśniałe czy robaczywe.

Ważnym aspektem przy przydziale "kawy" lub zupy było posiadanie własnego naczynia. Osadzeni dostawali miski na początku pobytu lecz przy częstych przeniesieniach były one gubione lub kradzione przez innych więźniów.

Brak naczynia skutkował brakiem posiłku i napoju. Wygłodniali i zmęczeni wię-źniowie często jedli kradzione resztki ze śmietnika przy obozowej kuchni. Skutkowało to biegunką głodową, co dodatkowo pogarszało i tak tragiczne warunki sanitarne. Na korzystanie z umywalni osa-dzeni mieli parę minut rano i wieczorem po powrocie z prac. Jednak natłok i popędzanie przez capo sprawiało, że wielu nie było w stanie nawet skorzystać z toalety. Umycie się było niemożliwe w tych warunkach, a po ciszy nocnej, ułożeniu więźniów w barakach do snu, nie można było tego baraku opuszczać. SS-mani strzelali to osób, które za-uważyli.

Przez uwłaczające warunki życia w obozie szerzyły się epidemie duru brzusznego, czerwonki, świerzbu, tyfusu i wszy.

Brak możliwości do utrzymania higieny i noce spędzone w tłoku innych ludzi (więźniowie byli tak ułożni przez funkcyjnych i SS-manów, że mogli spać tylko na jednym boku i w razie ewentualnego wyjścia z sali nie mieli już jak ułożyć się do spania), sprzyjały zarażeniu.

Chorzy, którzy nie byli w stanie dłużej pracować albo trafiali do komór gazowych albo do obozowego szpitala, który nazywany był przedsionkiem krematorium. Brakowało sprzę-tu, leków i odpowiedniego personelu, więc mało komu dane było wyzdrowieć. Spośród osadzonych wybierano osoby do medycznych i pseudo-medycznych ekspertów, ci, którym udało się je przeżyć zostawali kalekami.