My first Magazine 1 numer 2018 Połamany długopis | Page 5
Małgorzata Żyto kl. II g (G)
„Czas na zmiany”
Laureatka XXXIII Międzynarodowego
Konkursu Literackiego
im. Wandy Chotomskiej w Słupsku 2016/17
Pod nami poruszał się lekko przerzedzo-
ny tłum, który gwarnie zmierzał do marko-
wych sklepów. Siedziałam w kawiarni z ojcem,
który co chwila dzwonił do klientów i który
pomiędzy rozmowami był skory dać mi notat-
nik i długopis. Znajdowaliśmy się w galerii
handlowej ,,Arkadia’’ na Mokotowie, czekając
na nasze zamówienie, którym były dwie herba-
ty i brownie domowej roboty od Grycana. Kie-
dy kelnerka przyniosła nam jedzenie i picie,
oderwałam się od pisania i podziękowałam jej.
Tata również skinął głową, mówiąc jednocze-
śnie coś do słuchawki. Spróbowałam ciasta,
które niesamowicie słodkie, okazało się bardzo
przyjemnym dla podniebienia. Zerknęłam na
idących w dole ludzi. Żaden z nich nie uśmie-
chał się, tak jak i ja zresztą. Zastanawiałam się,
dlaczego? W oddali słychać było delikatną me-
lodię, która miała wprowadzić nas w świątecz-
ny nastrój. Nad naszymi głowami wisiały imita-
cje bombek, wykonane z metalu i kolorowych
światełek. Mimo, z pozoru surowego wyglądu,
nadawały temu miejscu bożonarodzeniowy na-
strój.
Za wielkimi oknami widać było przy-
prószoną śniegiem Warszawę. Ponownie spoj-
rzałam w dół. Większość z obecnych wbijała
ponury wzrok w ziemię bądź w ekrany swoich
telefonów. Niektórzy mieli słuchawki na
uszach, inni zaś żwawo parli naprzód i starali
się nie wchodzić sobie w paradę. Ochroniarz z
założonymi rękoma, krytycznym wzrokiem
skanował otoczenie, niecierpliwie przestępując
z nogi na nogę. Nie dziwiłam mu się, ja również
byłabym znudzona w takiej sytuacji. W głośni-
kach odezwał się kobiecy głos, znużonym to-
nem oznajmiając, że pewien kierowca powi-
nien przestawić swoje źle zaparkowane auto.
Mój rodziciel z triumfalnym wyrazem
twarzy oznajmił mi, że w marcu pojedziemy
5
całą rodziną na narty. Gdy zerknęłam w ekran,
obok naszego stolika przeszedł mężczyzna, któ-
ry pośpiesznie położył na blacie małą figurkę
i oprawioną w plastik karteczkę. Niepewna, jak
zareagować, nachyliłam się i przeczytałam jej
treść. Dowiedziałam się, że robiący te upominki
ludzie są głusi i zbierają za nie niewielkie datki
na swoje utrzymanie. Zauważyłam, jak ten sam
nieznajomy nie patrząc im w oczy, zbierał wy-
roby od niezainteresowanych nimi ludzi. Tata
od razu odgadł moje zamiary i wyszukał
w po rtfelu wyznaczoną kwotę. Kiedy mężczy-
zna podszedł do nas, był zdumiony tym, że ktoś
zechciał je kupić. Podałam mu z uśmiechem
pieniądze, a ten, nieco speszony przyjął je i za-
brał kartkę. Usatysfakcjonowana wzięłam figur-
kę do ręki. Pomalowany na ciemnozłoty kolor
metalowy słonik z kokardą na szyi i kapelu-
szem na głowie podnosił radośnie trąbę, macha-
jąc jednocześnie ogonem. Stał na niebieskim,
przeźroczystym kamieniu. Nieruchome zwie-
rzątko zajęło miejsce koło moich notatek.
Nieświadoma upływu czasu nie spo-
strzegłam, kiedy niebo przybrało ciemniejszą
barwę, a na wielkich szybach odbijały się neo-
ny i zniekształcony obraz wnętrza galerii. Spa-
cerujących było coraz mniej, duża część z nich
poszła do restauracji, by zjeść ciepły posiłek
i odpocząć. Spojrzałam na mojego słonika
i uśmiechnęłam się. Zastanawiałam się, gdzie
postawię go w moim pokoju. Nic nie przycho-
dziło mi do głowy. Odłożywszy te myśli na
bok, zaczęłam zastanawiać się, jak długo jeszcze
moja mama i siostra będą buszować pomiędzy
wieszakami. Nigdy nie przepadałam za zakupa-
mi, nigdy nie widziałam też sensu w przesiady-
waniu w sklepach i wybieraniu góry ubrań,
które wiszą potem bezużytecznie w szafie.
Ojciec przestał operować komórką
i wziął się za nadrabianie swojej zalegającej ko-
respondencji internetowej. Stukot klawiatury
towarzyszył nam w czasie, kiedy i ja niestru-
dzenie zapisywałam kolejne słowa. Jak najszyb-
ciej chciałam opisać wydarzenie z figurką chcąc
wylać na papier, jak najwięcej szczegółów. Gdy
to zrobiłam, zadowolona odchyliłam się i opar-
łam plecy o miękkie oparcie fotela. Wtedy mój
telefon zawibrował. To mama prosiła nas
o przyjście do jednego ze sklepów.