MAGAZYN GDAŃSKI
stylem nowoczesnym. Tak jak ja postąpiłem
w latach siedemdziesiątych, zmierzając się
z minimal-artem. Chciałem sprawdzić, czy ja
też mogę dołożyć coś od siebie. Czy ta ideologia jest jeszcze otwarta na innych. Na przykład
kompozytor Mikołaj Górecki wspaniale umiał
realizować się w tym nurcie. Więc zupełnie
świadomie zmierzyłem się z tymi aktualnymi
tendencjami. To był dla mnie wspaniały, czysty
i abstrakcyjny geometryczny język sztuki.
Jako były architekt doskonale rozumiałem ten
język więc nie miałem większych trudności.
Na kilka lat wciągnęła mnie ta estetyka. To
była kulminacja symbolicznej energii, zapis
nie tyle emocji, ile może rytmu egzystencji,
trwania. Otrzymałem wówczas najwyższe
nagrody i zaproszenie Fundacji Kościuszkowskiej do Nowego Jorku. Jednak jak zwykle
„Martwa natura z Misiurą”, akryl, 89x116 cm, 1997 r.
„Proces mimetyczny I”, akryl, 60x40 cm, 1975 r.
nie wytrzymałem zbyt długo. Owszem logika
– logiką, ale brakowało mi emocji i prawdziwej przestrzenności. Brakowało też tego tak
niezbędnego w sztuce elementu zmysłowości.
To trochę tak jak u Kazimierza Malewicza, co
namalować po czarnym kwadracie na białym
tle? Dochodzi się do kresu redukcji. Nie chciałem stale się powtarzać.
– Jak w takim razie przejść