MAGAZYN GDAŃSKI
Czesław Tumielewicz –
„Urodziłem się malarzem,
jestem więc malarzem…”
To już 50 lat, a każdy nowy wernisaż nadal wywołuje emocje
i dostarcza niezapomnianych wrażeń. W tym roku mija okrągła
rocznica, a siła i wola tworzenia ta sama, a może jeszcze większa.
Profesor nadal tryska energią, czemu dał wyraz pierwszego dnia
wiosny br., gdy Brygida stała się towarzyszką jego życia. Ilekroć
dzisiaj spotykamy się na licznych wystawach, zawsze wydaje mi się,
że rozmawiam z nieco ekscentrycznym starszym panem, o ekstrawaganckim stylu bycia. Irracjonalnie wskazującym i przypominającym słynną literacką postać detektywa Herkulesa Poirota. Zaraz
jednak pojawia się myśl przybliżająca mnie do sztuki i postaci,
bohaterów jego ekspresyjnych, surrealistycznych i geometrycznych
grafik – przypominających zwiewnych Chagallowskich bohaterów.
„Gdańsk, Kościół Mariacki”, akryl, 30x40 cm, 1996 r.
„Witryna sklepiku zegarmistrza z Drohobycza”, to tytuł jednej z pierwszych prac
artysty, prezentowanych na wystawie w bydgoskim empiku w1965 roku. Pozwolenie
na tę wystawę udzielał, po obejrzeniu prac
sam Marian Turwid, dyrektor wszystkich
możliwych instytucji kulturalnych. Pierwsze
próby malowania odbywały się już przed
maturą. Pierwsze lekcje rysunku u znanych
bydgoskich artystów: Miłosza Matwiejewicza
i Jana Szkaradka. Słowa otuchy i podziwu wypowiedziane przez innego malarza Tadeusza
Cichego uświadomiły młodemu Tumielewiczowi, że powinien dalej pogłębiać swoją
wiedzę. Jako szesnastolatek, wykonał kopie
obrazu Henryka Weyssenhoffa. Poważniejsze
próby nadeszły jednak na studiach. Spotkał tu
malarzy: prof. Władysława Lama, Annę Fiszer
6
i Jana Górę. Równocześnie zaangażował się
w prace projektowe na rzecz wybrzeżowych
klubów studenckich: „Artema”, „Schronik”,
„Koga” i „Kwadratowa”. Wiosną 1965 roku
odbyły się pierwsze publiczne wystawy
malarstwa i grafiki, najpierw w akademiku
architektury a następnie w oliwskim Studium
Nauczycielskim oraz bydgoskim MPiKu.
Często w rozmowach profesor powraca
do postaci, która w tym okresie wywarła na
nim największe wrażenie. Właśnie pierwszy
rok kariery był ostatnim rokiem życia jego
najważniejszego twórczego autorytetu, malarza Adama Gerżabka, profesora na Wydziale
Architektury Politechniki Gdańskiej. Profesora
o kolorystycznym, postimpresjonistycznym
rodowodzie, członka paryskiej szkoły Józefa
Pankiewicza.
fot. bs
Czesław Tumielewicz jest w części kontynuatorem tego kierunku. Pod koniec studiów
jest plastykiem Klubu Studentów Wybrzeża
„Żak”. W roku 1968 otrzymuje dyplom architekta i tylko przez trzy lata uprawia ten zawód.
W 1971 r. został przyjęty, na podstawie prac,
do ZPAP i już jesienią tego roku zostaje asystentem na Wydziale Grafiki PWSSP w Gdańsku. W latach siedemdziesiątych Czesław
Tumielewicz poszerzył jeszcze swoją edukację
artystyczną kończąc w 1978 r. poznańską
PWSSP w pracowni prof. Lucjana Mianowskiego. Nominację profesorską otrzymał w roku
1994 z rąk Prezydenta RP Lecha Wałęsy.
Odnalazłem wywiad, którego jakiś czas
temu udzielił mi profesor. Przypominam
fragment dotyczący fascynacji różnymi stylistykami artysty, które pozwalały mu swoje
umiejętności rozwijać i plasować je na coraz
to wyższych stopniach wtajemniczenia sztuki
malarskiej.
„Zawsze zastanawiały mnie pana poszukiwania właściwej drogi. Teraz zaczynam powoli
rozumieć. Te zmiany pojawiające się cyklicznie
co parę lat w pana myśleniu o sztuce, napędzały
niespokojnego ducha artysty poszukującego.
Czy dobrze myślę?
Czesław Tumielewicz: Młodzieńcze
fascynacje Vincentem van Goghiem, Władysławem Ślewińskim czy Stanisławem
Wyspiańskim owszem, ale z tego się wyrasta
i wchodzi do świadomego świata sztuki. Gdy
się zaczyna, trzeba wybierać – czy poruszać
się intuicyjnie, po omacku, czy nawiązać dialog
z istniejącym ruchem artystycznym. Nawet
może z tym powszechnie mało zrozumiałym,
„Koło II, Fruwajaca obręcz”, akryl, 63 cm 1974 r.