Pierwszy fragment Książki tygodnia, „Śmieć”
„(…) Zbierałem śmieci, odkąd byłem dość duży, żeby poruszać się bez pomocy i móc podnosić różne rzeczy. Kiedy to było? Miałem trzy lata i przebierałem śmieci.
Opowiem wam, czego szukamy. Plastiku, bo plastik można zamienić na gotówkę, szybko, za kilogram. Biały plastik jest najlepszy i odkłada się go na jedną stertę; niebieski na drugą. Papier, jeżeli jest biały i czysty, to znaczy: o ile go wyczyścimy i wysuszymy. Karton także.
Cynowe puszki; wszystko, co z metalu. Szkło, o ile to butelka. Wszelkie ubrania i szmaty — to oznacza od czasu do czasu t-shirty, parę spodni, kawałek worka, w który coś owinięto
Połowa ciuchów tutejszych dzieciaków to takie znaleziska, ale większość zbieramy na sterty, ważymy i sprzedajemy. Powinniście zobaczyć, jak sam jestem ubrany. Noszę poszarpane jeansy i o wiele za dużą koszulkę, którą mogę zawinąć sobie na głowie, gdy słońce robi się za ostre. Nie noszę butów — raz, bo żadnych nie mam,
a dwa, że musisz czuć, co masz pod stopami. Szkoła Misyjna miała duże parcie na to, żebyśmy nosili buty, ale większość dzieciaków je sprzedała. Śmieci są miękkie,
a nasze stopy twarde jak kopyta.
Guma jest niezła. Raptem w zeszłym tygodniu skądś przyjechał do nas potężny transport starych opon. Rozdrapali je w minutę; dorośli dorwali się do nich pierwsi
i nas przegonili. Za w miarę dobrą oponę można dostać pół dolara, a zniszczona posłuży za dach domu. Mamy też fast foody, a śmieci stamtąd to pewny biznes.
Nie trafiły się w pobliżu miejsca, w którym byliśmy z Gardo, ale daleko na końcu,
i jakaś setka dzieciaków przebierała tam słomki, pudełka i kurze kości. Wszystko,
co dało się odzyskać, oczyścić i spakować, trafiło do ważenia i zostało sprzedane. Ciężarówki zabierają to z powrotem do miasta i tak to się toczy. W dobry dzień zarabiam dwieście peso. W zły… może z pięćdziesiąt? Więc żyjesz z dnia na dzień
i masz nadzieję, że się nie rozchorujesz. Całe twoje życie to trzymany w ręce hak
do odwracania śmieci.
— Co tam masz, Gardo?
— Stupp. A ty?
Odwracam papier.
— Stupp.