September 2016 | Page 42

r eg i o n a l n y got y k Miasto Lakhy Budzisz się bez powodu w środku nocy. Gdzieś w tle, na samej granicy słyszal­ ności, brzęczy ogromny rój. Nie są to pta­ ki ani owady. Z głębin podświadomości wypływa myśl – „Tak brzmią drżące obłoki” i uświadamiasz sobie, że to praw­ da. Obłoki drżą, łapiąc ostatnie hausty powietrza. Smog je pożera. A może to był smok? Już dawno temu całe miasto straciło umiejętność rozróżniania jed­ nego od drugiego, kiedy smok stał się dymem. Powolnie człapiesz korytarzem, wodząc palcami po białej ścianie. Wszystkie ściany tutaj są białe, chociaż pamiętasz przecież, że kiedyś malowano je na zielono. Jednak są białe – cały czas, we wszystkie pory roku, oprócz zimy. Z ja­ kiegoś powodu wszy­stko zimą szarzeje. Nawet płomienie świec i płonący śmiet­ nik przed sklepem. Stopy, chronione przed podłogą jedynie skarpetkami, ślizgają się. Skąd tu tyle lodu? Główną ulicą znów idzie jakiś pochód. Nie wiesz, dlaczego protestują, nie wiesz 42 nawet, czy jest to protest. Lecz idziesz razem z tłumem – sprawa, o którą wal­ czysz, jest przecież najważ­niejsza. Wy­ bijasz gniewny rytm sto­pami, zastana­ wiając się gdzie poszli twoi znajomi. Zostawili cię przed budką z keba­bem zaraz po zajęciach. Otwie­rasz książkę, wzruszając ramio­nami. Masz akurat piętnaście minut, żeby coś zjeść. Potem znowu trzeba wracać do półtoragodzin­ nego wpatrywania się w okno. Z korony jednego z drzew ściągasz różdżkę z gałęzi i złamanego pręta. Nie widziałeś jej wcześniej, bo była za­plątana w porwaną foliową torebkę. Czy wystarczy to na kubek gęstej kawy i myto dla strażnika biblioteki? Podczas spaceru zauważasz na ulicy metalową pszczołę. Maleńkie, me­chani­ czne skrzydełka poruszają się tak szyb­ ko, że niemal ich nie widać. Otwie­rasz usta i ulatuje z nich wąska smużka dymu. Gdzieś na granicy słyszalności cicho pracuje metalowa pompa. Mia­sto drży pod twoimi stopami, więc kopnięciem