Kajecik nr 34 | Page 7

    k a j e c i k         t e m a t n u m e r u    Wreszcie przyszły dni świąteczne. Pierwszego dnia wieczorem odbyły się śluby wieczyste jednej z sióstr z tamtejszego klasztoru sióstr karmelitanek. Zaskoczyła mnie jedna rzecz, której nie zauważyłem w zeszłym roku. Wszyscy księża, którzy tam przyjechali, byli Polakami, mieszkającymi na stałe lub tymczasowo w Kazachstanie. Było to miłe zaskoczenie, że w tak wielu rejonach Kazachstanu mówi się po polsku. Po mszy św. była kolacja dla wszystkich gości, podczas której można było zjeść tradycyjną uzbecką potrawę. Wiem, że to Kazachstan, ale tu wiele rzeczy może zaskoczyć. Następnie po kolacji (około 22) poszliśmy jeszcze na procesję na drugą stronę wsi, po której rozeszliśmy się do domów. Następnego dnia odbywały się wszystkie najważniejsze uroczystości odpustowe. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Niestety, tuż po uroczystości wyjeżdżałem w drogę powrotną do Polski. Na lotnisku w Warszawie spotkaliśmy się z ciekawą sytuacją. W dniu naszego przylotu odbywał się szczyt NATO, więc mieliśmy okazje zobaczyć o wiele bardziej szczegółowe kontrole, szczególnie dlatego, że wracaliśmy z kraju znajdującego się poza UE. i 700 tysięcy ludzi, to przez wszechogarniający step, te miasta wydają się puste i małe. Bardzo mi się w tym roku podobało w Kazachstanie, ze względu na atmosferę, jaka tam była, nie tylko podczas samych świąt, ale także podczas całego pobytu. Wysiadając z samolotu, poczułem pewną ulgę, że wróciłem w końcu do Polski. W Kazachstanie miałem wrażenie, że jestem odcięty od świata, tam oprócz telewizji i telefonu stacjonarnego nie ma żadnych innych sposobów komunikacji :D. Jednak brakuje mi tego klimatu, atmosfery i ludzi. Moja podróż zaczęła się od razu po pierwszym weekendzie wakacji, tym razem nie z Berlina, tylko z Warszawy poleciałem z tatą przez Mińsk, do stolicy Kazachstanu, czyli do Astany. Do dziadków nie jechałem z tatą, ponieważ miał do załatwienia w pierwszym tygodniu dużo spraw związanych ze swoją pracą i miał dołączyć do mnie w następnym tygodniu. Przylecieliśmy wcześnie rano (było około 4 nad ranem), więc było zimno i padał deszcz. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, było około godziny 14. Więc zjadłem obiad i pojechałem się przywitać z całą rodziną. Objechałem całą wieś na rowerze, witając się ze wszystkimi. Przez parę dni nic specjalnego się nie działo, tylko pomagałem w domu dziadkom, chodziłem też pomagać w kościele. Przyjechałem w momencie przygotowania do odpustu w najważniejszym sanktuarium w Kazachstanie, więc miałem okazję pomóc. Codziennie wspólnie z innymi młodymi ludźmi m.in. malowałem tzw. „jurtę”, czyli namiot, pod którym miała być sprawowana msza święta z okazji odpustu.   k a j e c i k  7