Kajecik Kajecik nr 2/2017 (36) | Page 13

    k a j e c i k         t e m a t n u m e r u    W każdym razie jej część, bo to nie- możliwe, by znać ją całą na pamięć. Moje zdanie podziela pewnie wielu ludzi w moim wieku. Moja rodzina ma bogatą historię. Nie ukrywam, ma ona wiele wersji, z czego jedna wskazywałaby, że jestem w jakiejś części Francuzką, która mieszka w Polsce, z częścią rodziny w Californii. Do teraz nie wiem, jakie są moje korzenie. Szcze- rze mówiąc bym się nie zdziwiła, gdyby po powrocie do domu oka- zało się, że przyjechała do mnie w odwiedziny ciocia z Grecji, wraz ze swoim mężem, który pochodzi z Irlandii. Być może powodem jest pasja podróżowania, chyba człon- kowie mojej rodziny podróżują czę- ściej niż inni. Jednakże wiele rzeczy z histo- rii moich przodków jest pewnych, i właśnie te rzeczy sprawiają, że jestem tą a nie inną osobą. Mój pradziadek, który niestety już nie żyje, walczył na wojnie. Jego ojciec był współzałożycielem Pol- skiej Organizacji Wojskowej w Kijo- wie, a następnie dowódcą Artylerii w Bitwie pod Radzyminem w wojnie z Bolszewikami w 1920 roku. I wtedy, gdy dziadek był jeszcze małym dzieckiem, do domu rodzin- nego mamy pradziadka w Poczuj- kach koło Kijowa, przyjechał konno, z oddziałem, tata mojego pra- dziadka z nieciekawą wiadomo- ścią - musi on z wojskiem Józefa Pił- sudskiego uciekać w kierunku War- szawy, a jak będzie możliwe, to przyśle emisariuszkę, która prze- prowadzi rodzinę do Polski. Kiedy tak się stało po rozejmie z Bolsze- wikami, nie było łatwo stamtąd się wydostać - była to długa droga przez pola i wsie, z omijaniem miast i miasteczek. Najprostszą drogą do przejścia przez granicę było wiel- kie pole, swoją drogą strzeżone przez wrogie jednostki. Ponadto dodatkową trudnością był wiek dziadka - miał niecałe cztery lata i nie znał innych języków niż polski. Jego mama, a moja praprababcia, wpadła na pomysł - niech Władek, bo tak miał na imię mój dziadek, udaje niemowę! Między innymi dzięki temu pomysłowi się to udało, i mimo wielu innych trudów zwią- zanych z przebyciem tej drogi, mój dziadek wraz ze swoją mamą i emi- sariuszką podołali zadaniu. Ta historia miała pokazać, jak wiele znaczy historia rodziny. Przecież jakby mój pradziadek nie wyjechał do Polski, nie poznałby mojej pra- babci, a wtedy na świat nie przy- szłaby moja babcia, więc nie byłoby mojego taty, a co się z tym równa i mnie. Pamięć o przeszłości jest pielęgno- wana w mojej rodzinie. Mój nieży- jący pradziadek znał Wacława Zawa- dowskiego. W domu pana Wacława, w którym mieszka i mieszkał rów- nież w czasie wojny, były kręcone sceny do filmu ,,Kamienie na sza- niec”. W tym samym domu schronie- nie odnalazł ranny Alek, czyli Aleksy Dawidowski, po „Akcji pod Arsena- łem”, kiedy starali odbić się z rąk hitlerowców Rudego, czyli Janka Bytnara. Dwunastoletni wówczas Wacław (czyli przyjaciel mojego pra- dziadka) najpierw przyjął sam ran- nego w domu, a gdy przyszedł mój pradziadek, to pobiegł po pomoc medyczną. W tym też domu w czasie okupacji spotykali się mój pradzia- dek i bohaterowie „Kamieni na sza- niec”. Nigdy nie zapomnę wyprawy do Warszawy z moimi rodzicami, gdy po raz pierwszy Wacław Zawa- dowski opowiadał mi swoją histo- rię. W ten sposób miałam wrażenie, że stałam się jakby uczestnikiem i świadkiem Historii zapisywanej nieprzypadkowo wielką literą. Sceny z życia autentycznych osób opowie- dziane przez Pana Wacława inspi- rują, niezależnie od tego, czy lubi się historię w szkole, czy nie. Może na historię – szkolny przed- miot w planie lekcji – należy spoj- rzeć w inny sposób. Trochę przez różowe okulary. Gdy człowiek ina- czej spojrzy na jakiś problem, oka- zuje się, że to nie tylko nie był pro- blem, ale i fascynująca część ota- czającego nas świata i nas samych.   k a j e c i k  13