k a j e c i k t e m a t n u m e r u
W każdym razie jej część, bo to nie-
możliwe, by znać ją całą na pamięć.
Moje zdanie podziela pewnie wielu
ludzi w moim wieku.
Moja rodzina ma bogatą historię.
Nie ukrywam, ma ona wiele wersji,
z czego jedna wskazywałaby, że
jestem w jakiejś części Francuzką,
która mieszka w Polsce, z częścią
rodziny w Californii. Do teraz nie
wiem, jakie są moje korzenie. Szcze-
rze mówiąc bym się nie zdziwiła,
gdyby po powrocie do domu oka-
zało się, że przyjechała do mnie
w odwiedziny ciocia z Grecji, wraz
ze swoim mężem, który pochodzi
z Irlandii. Być może powodem jest
pasja podróżowania, chyba człon-
kowie mojej rodziny podróżują czę-
ściej niż inni.
Jednakże wiele rzeczy z histo-
rii moich przodków jest pewnych,
i właśnie te rzeczy sprawiają, że
jestem tą a nie inną osobą. Mój
pradziadek, który niestety już
nie żyje, walczył na wojnie. Jego
ojciec był współzałożycielem Pol-
skiej Organizacji Wojskowej w Kijo-
wie, a następnie dowódcą Artylerii
w Bitwie pod Radzyminem w wojnie
z Bolszewikami w 1920 roku.
I wtedy, gdy dziadek był jeszcze
małym dzieckiem, do domu rodzin-
nego mamy pradziadka w Poczuj-
kach koło Kijowa, przyjechał konno,
z oddziałem, tata mojego pra-
dziadka z nieciekawą wiadomo-
ścią - musi on z wojskiem Józefa Pił-
sudskiego uciekać w kierunku War-
szawy, a jak będzie możliwe, to
przyśle emisariuszkę, która prze-
prowadzi rodzinę do Polski. Kiedy
tak się stało po rozejmie z Bolsze-
wikami, nie było łatwo stamtąd
się wydostać - była to długa droga
przez pola i wsie, z omijaniem miast
i miasteczek. Najprostszą drogą do
przejścia przez granicę było wiel-
kie pole, swoją drogą strzeżone
przez wrogie jednostki. Ponadto
dodatkową trudnością był wiek
dziadka - miał niecałe cztery lata
i nie znał innych języków niż polski.
Jego mama, a moja praprababcia,
wpadła na pomysł - niech Władek,
bo tak miał na imię mój dziadek,
udaje niemowę! Między innymi
dzięki temu pomysłowi się to udało,
i mimo wielu innych trudów zwią-
zanych z przebyciem tej drogi, mój
dziadek wraz ze swoją mamą i emi-
sariuszką podołali zadaniu.
Ta historia miała pokazać, jak wiele
znaczy historia rodziny. Przecież
jakby mój pradziadek nie wyjechał
do Polski, nie poznałby mojej pra-
babci, a wtedy na świat nie przy-
szłaby moja babcia, więc nie byłoby
mojego taty, a co się z tym równa
i mnie.
Pamięć o przeszłości jest pielęgno-
wana w mojej rodzinie. Mój nieży-
jący pradziadek znał Wacława Zawa-
dowskiego. W domu pana Wacława,
w którym mieszka i mieszkał rów-
nież w czasie wojny, były kręcone
sceny do filmu ,,Kamienie na sza-
niec”. W tym samym domu schronie-
nie odnalazł ranny Alek, czyli Aleksy
Dawidowski, po „Akcji pod Arsena-
łem”, kiedy starali odbić się z rąk
hitlerowców Rudego, czyli Janka
Bytnara. Dwunastoletni wówczas
Wacław (czyli przyjaciel mojego pra-
dziadka) najpierw przyjął sam ran-
nego w domu, a gdy przyszedł mój
pradziadek, to pobiegł po pomoc
medyczną. W tym też domu w czasie
okupacji spotykali się mój pradzia-
dek i bohaterowie „Kamieni na sza-
niec”. Nigdy nie zapomnę wyprawy
do Warszawy z moimi rodzicami,
gdy po raz pierwszy Wacław Zawa-
dowski opowiadał mi swoją histo-
rię. W ten sposób miałam wrażenie,
że stałam się jakby uczestnikiem
i świadkiem Historii zapisywanej
nieprzypadkowo wielką literą. Sceny
z życia autentycznych osób opowie-
dziane przez Pana Wacława inspi-
rują, niezależnie od tego, czy lubi
się historię w szkole, czy nie.
Może na historię – szkolny przed-
miot w planie lekcji – należy spoj-
rzeć w inny sposób. Trochę przez
różowe okulary. Gdy człowiek ina-
czej spojrzy na jakiś problem, oka-
zuje się, że to nie tylko nie był pro-
blem, ale i fascynująca część ota-
czającego nas świata i nas samych.
k a j e c i k
13