I Kronika Szkoły kronika | Page 20

prawdy uczył swoja prawością i w każdej sytuacji z całą otwartością był zawsze sobą. W 2 lata później przeszedł do szkoły 37 na ulicę Oszmiańską. Zamordowany został przez hitlerowskich zbrodniarzy w czasie powstania 1944r.w obronie Warszawy. Dlatego to wspomnienie poświęcam jego pamięci. N OWY BUDYNEK SZKOLNY Z dniem 1 września 1936r. Szkoła114 została przeniesiona z Piotra Skargi do nowego budynku przy ul. Stojanowskiej12/14. Murowany jednopiętrowy budynek wystawił w ciągu roku Zarząd Miejski staraniem ,,Towarzystwa Miłośników Targówka”., Na placu ofiarowanym przez właścicielkę obszarów Targówka p. Tomaszewską. Budynek był przewidziany na około 400 dzieci, aż o dwóch kondygnacjach, siedmiu salach lekcyjnych, 2 specjalnych: robót i fizyki. Sali gimnastycznej nie było. Dzieci ćwiczyły na korytarzach , a w dni ciepłe ćwiczyły na boiskach sportowych przy szkole. Szatnia akurat mieściła jedną zmianę dzieci. Do roku 1939 było po 8 – 9 oddziałów, co się równało 400 – 420 dzieci. Niebezpiecznie ciasno zaczęło się po wojnie, gdyż zwiększyła się ilość oddziałów do 12 – 14, co stanowiło około 600 dzieci. Prawie 300 dzieci wychodziło z pierwszej zmiany, a drugie tyle czekało na wieszaki. To były najcięższe godziny pracy naszego dnia. Budynek robił bardzo przyjemne wrażenie, jak również i cały teren szkolny. Wnętrze zaś tchnęło rodzinną atmosferą, nie miało w sobie nic z urzędu i to było bardzo miłe. L UDWIK H ENDZEL - KIEROWNIK SZKOŁY 114 Kierownikiem szkoły był czwarty z rzędu P. Hendzel Ludwik, darzony dużą sympatią grona nauczycielskiego rodziców i dzieci. Wysoki, nieco pochylony, mocno szpakowaty o dobrym, łagodnym spojrzeniu i czterdziestym roku życia. Cechowała go duża znajomość człowieka, wyrozumiałość niekiedy pobłażliwość. Miał przyjemny i zawsze gotowy dowcip oraz tak bardzo potrzebny autorytet. Nazywaliśmy go ,,naszym złotoustym” za piękny styl w swoich referatach, przemówieniach i wygłaszanych od czasu do czasu odczytach w różnych okolicznościach. Nigdy nie czytał, zawsze mówił. Widzę go w swych myślach jako wychowawcę otoczonego ,,swoimi chłopakami”, jako wzorowego kierownika, najlepszego kolegę i wnikliwego gospodarza i chciałabym o Nim powiedzieć, że ze wszech miar zasługuje na pamięć. Na rok przed wybuchem II wojny światowej, w którą nie wierzył, jak wszyscy optymiści, zachorował na gruźlicę płuc. Wojna zastała go w sanatorium, skąd pod opieką żony wyruszył na wschód, jak tysiące mężczyzn, a w listopadzie wrócił do Warszawy. Stan zdrowia stale się pogarszał, warunki materialne również, tym bardziej, że Niemcy zwalniali nauczycielki zamężne, więc i uposażenie było o jedno mniej. Zapobiegliwa koleżanka Hendzlowa podejmowała w domu wypiek ciastek, bułek, tortów i do umówionych gospód o świcie sama dostarczała strzegąc się, aby nie wpaść w ręce Niemców. Musiała męża ratować. Stan zdrowia niekiedy się na krótko poprawiał, ale nawroty stawały się cięższe. Na wieść o zbliżającym się powstaniu próbował zebrać wszystkie siły, aby spełnić swój patriotyczny obowiązek. Mieszkanie swoje, w którym przez okres wojny odbywały się komplety klas licealnych, oddał dowództwu powstania, a sam zszedł mieszkać do piwnicy, 20